środa, 14 listopada 2018


Piłsudski w Mielcu


               Rekonstrukcja historyczna to coraz popularniejsza forma pokazywania przeszłości. Nie da się ukryć, że żyjemy w kulturze obrazkowej i ogromne znaczenie ma nie tyle to, co potrafimy sobie wyobrazić na przykład na podstawie przeczytanego opisu), ale to, co po prostu widzimy. Tak jest prościej i atrakcyjniej.
                Rekonstrukcja jest bardzo ciekawą formą pokazywania, jak było kiedyś. Wymaga wiele pracy, ogromnej wiedzy i zaangażowania, ale za to może stać się wspaniałą i przystępną formą przekazu, atrakcyjną nawet dla tych, dla których słowo "historia" kojarzy się głównie z nudną lekcją.
                Taka "lekcja" z pewnością nie jest nudna.

poniedziałek, 29 października 2018

Jesiennie...





Jesień, jesień… W szelestach spadających liści, w mgłach, spowijających wczesnym rankiem świat, w srebrnym szronie i kroplach deszczu czają się wspomnienia minionego lata. Tęsknota i nostalgia… Pora układania się do snu, pora spoczynku i zamyślenia. Jesienią częściej uciekamy myślami tam, gdzie trudno znaleźć się podczas gorących, intensywnie przeżywanych, letnich dni. Zdajemy sobie sprawę z przemijalności wszystkiego, od zwyczajnych liści na drzewie aż po samego człowieka…

Można jednak poprosić jesień, tę panią przemijania i zamyśleń, smutne natchnienie wzdychających poetów, aby udzieliła nam coś niecoś ze swej mądrości i nauczyła pewnej ważnej prawdy (każde bowiem stworzenie Boże, nawet tak niematerialne jak pora roku, jest na swój przedziwny sposób obdarzone pewną cząstką Mądrości, od której od wieków uczy się człowiek).

Chodzi w tym wypadku o prawdę przemijania i trwania. W pewnym sensie po prostu o to, że tempus fugit, aeternitas manet – wedle starego przysłowia, które zapewne pracowicie wkuwali na pamięć ślęczący nad łaciną pod czujnym okiem profesora szanowni nasi dziadkowie czy pradziadkowie w swych (nieładnie mówiąc) „cielęcych latach” – lecz jest to prawda znana tak powszechnie we wszystkich językach, że nic w niej nie ma już odkrywczego. I żeby nie być podobnym do tegoż właśnie, w sztywno wykrochmalonym kołnierzyku i z twardą linijką w ręce profesora, każącego wkuwać niezrozumiałe łacińskie sentencje – zapytam sobie prowokacyjnie: i co z tego?!

Czas ucieka, przemija, odchodzi, umiera… Tak, tak, ale czy naprawdę wszystko odchodzi? Nic nie zostaje? Ależ zostaje. Przecież człowiek nie jest podobny do liścia, który wyrasta, żyje przez pewien krótki czas a potem usycha i opada, i już żadnego śladu po nim nie ma. Człowiek ma w sobie małą cząstkę Wieczności, która nigdy nie przeminie i to jest właśnie na pozór wątła, a w istocie bardzo solidna podstawa naszej nadziei. Często jednak mamy problem z tą wiecznością, bo skrywa się ona gdzieś głęboko w nas, a otaczający nas świat robi co tylko może, abyśmy o niej zapomnieli i dali sobie wmówić, że składamy się tylko i wyłącznie z tego, co teraźniejsze i przemijające, i w związku z tym trzeba jak najwięcej korzystać z życia i dbać o tą doczesność, w niej szukać zadowolenia i spełnienia, bo to jest jedyny pewnik i tak dalej, i tak dalej… I chwilami może się każdemu zacząć wydawać, że to prawda. Ale gdyby się tak zastanowić, to czy naprawdę ja, ty - czujesz się tylko materią? Gdyby tak wsłuchać się w swoje najgłębsze potrzeby, to czy są to tylko potrzeby ciała? Czy ta zachłanność życia nie wynika czasem z tego, że tak naprawdę pragniemy wieczności? A jeżeli tak nie jest, to dlaczego ludzie tak często wybierają „mieć” zamiast „być”?

Cóż to znaczy „być”? W tym króciutkim wyrazie zawiera się wielka głębia tego wielkiego, zadanego nam przez Boga zadania. Wykonać je muszą wszyscy, bez wyjątku. Nie jest to wcale proste zadanie, wymaga bowiem wielu trudnych wyborów, wysiłków, starań i dojrzewania do pełnego, prawdziwego bycia. Już sama świadomość tego jest wielkim wyróżnieniem dla człowieka i dowodem na to, że nie jest tylko ciałem, ciało bowiem samo z siebie nie posiada tej świadomości. Ale to trudne zadanie bardzo często przeraża. I chyba z tego strachu właśnie, z lęku przed wysiłkiem bycia, wielu próbuje pójść na łatwiznę i usiłuje być poprzez mieć. Innymi słowy, szuka samookreślenia poprzez to, co posiada, a im więcej posiada, tym większą (jak się niekiedy wydaje) ma wartość jako człowiek. Nie ma co ukrywać, każdy z nas ma tego typu grzechy na sumieniu, małego i dużego kalibru. A jeżeli straci się w tym względzie opamiętanie, można całe życie spędzić na gromadzeniu, kupowaniu, udoskonalaniu, zbieraniu i pracy – i to wszystko nie będzie służyć niczemu właściwie, jak tylko zyskiwaniu prostego, chwilowego poczucia zadowolenia z powodu posiadania. Chwile te zaś będą coraz krótsze, w związku z czym – potrzeby coraz większe. I wieczne niezadowolenie, bo przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał więcej, lepiej, ładniej, ciągle będą istnieć niezaspokojone pragnienia. Czyż tak ma wyglądać ta wolność, o którą się tak głośno upominamy? 

A przecież świat jest tak wielki i piękny. I im mniej rzeczy przesłania nam ten świat, tym więcej go widzimy. Oczywiście, dobra materialne mogą uprzyjemnić życie i pomóc podziwiać świat, mogą pomóc wyjść do ludzi i spełnić te naprawdę wielkie i wartościowe marzenia, mogą służyć także duchowi. Ale jest taka granica, której nie należy przekraczać. Do pewnego bowiem momentu pieniądze czy też inne dobra służą nam i pomagają, zgodnie zresztą ze swoim przeznaczeniem. Poza tą granicą, bardzo trudną do uchwycenia – to my zaczynamy służyć pieniądzom i dobrom materialnym. A co najzabawniejsze, wydaje nam się ciągle, że robimy to wszystko nadal dla siebie.



Właśnie o to chodzi w życiu – aby nie stracić z oczu siebie samego i według nakazu Boga, czynić sobie ziemię (i tu, myślę, można mówić także o wszelkich znajdujących się na niej materialnych dobrach) poddaną. Wtedy można naprawdę być, w całym tego słowa znaczeniu. To jest tak, jakby stanąć na wysokiej górze, wznoszącej się nad naszym własnym życiem, i patrzeć na nie jako na pewną piękną całość, złożoną z wielu elementów, ale poza tą całością widzieć także więcej – widzieć wieczność i do niej sięgać wzrokiem, tak jak w górach sięgamy wzrokiem daleko, poza ciasny horyzont.

piątek, 24 sierpnia 2018

Z cyklu PODRÓŻE Z WYOBRAŹNIĄ..




Gdy bacznie się rozejrzymy, wszędzie znaleźć można miejsca, które fascynują samym swoim wyglądem. Pobudzają wyobraźnię, uruchamiają jej bieg i sprawiają, że powstaje opowieść. Może nie napisana, może tylko na użytek własny i ubarwienie własnej codzienności... A może, kto wie? Może kiedyś wyobraźnia podsunie obraz, który stanie się częścią jakiegoś świata?
Lustro
           
Każdy z nas codziennie przegląda się w lustrze - niektórzy robią to nawet wiele razy dziennie i można by się nawet nad tym trochę zastanowić, ale tak naprawdę nie o tym będzie mowa. Lustro bowiem występuje tu w charakterze punktu wyjścia do dalszych rozważań.
Ten powszechnie stosowany przedmiot codziennego użytku, wynaleziony zresztą bardzo dawno temu, ma na celu ukazywać nam nasz wygląd zewnętrzny. Przeglądamy się w nim, bo jesteśmy ciekawi, czy wyglądamy dobrze, czy też może niezbyt korzystnie? W myśl bowiem starego przysłowia „jak cię widzą, tak cię piszą” przywiązujemy najczęściej wielką wagę do tego naszego lustrzanego odbicia, drugiego „ja”. I oczywiście miło jest niezmiernie, gdy to drugie „ja” mówi komplementy.
Lustro opowiada nam trochę o naszym życiu – wie sporo o nieprzespanej nocy, o zabawie, o naszych rozterkach i zmartwieniach. Wie o naszych chorobach, o wesołej młodości, dojrzewaniu i wreszcie nie zawsze przyjemnej starości. Czasem bywa nastawione do nas przyjaźnie, a czasem wręcz przeciwnie.
Wiele jest rodzajów luster. Są te wielkie i te małe, domowe i kieszonkowe miniaturki, stare i dostojne oraz nowoczesne - wszystkim jednak przyświeca ten sam cel. Jest jednak taki szczególny rodzaj lustra, który co prawda nie każdy posiada, lecz nawet ten, który je posiada, rzadko zwraca na nie uwagę. A przynajmniej nie traktuje jak lustro - szkoda, bo to chyba jedyne lustro, które mówi nam o nas samych więcej niż pozostałe, nigdy nie kłamie, nie odbija bowiem naszego wyglądu, ale to, jacy jesteśmy naprawdę. I wcale nie jest zaczarowane…
Tym tajemniczym lustrem są dzieci. Same czystsze niż najczystszy lustrzany kryształ, odbijają rzeczywistość z niezmierną dokładnością i subtelnością, naświetlając ją w dodatku swoim wewnętrznym światłem prawdy, płynącym z ich jasnych duszyczek, które jeszcze nie zapomniały nieba. Dobro, prostota i szlachetność jest dla nich czymś tak naturalnym jak oddychanie, dopóki nie nauczą się żyć inaczej. Nie ma bowiem na świecie ani jednego dziecka, które byłoby ze swej natury złe albo głupie. Są zdolniejsze i mniej zdolne, są takie o trudniejszych charakterach i łatwe do kształtowania, wszystkie jednak posiadają najprostszą mądrość.
I właśnie ta mądrość jest lustrem. Dzieci bowiem wszystkiego, co najważniejsze, uczą się przez naśladowanie dorosłych, najchętniej oczywiście tych z najbliższego otoczenia i będących w ich życiu osobami najbardziej godnymi zaufania – przede wszystkim rodziców.
Patrzyliście kiedyś na swoje dzieci jak na swoje odbicie w lustrze? Niezależnie, czy z wyglądu są podobne do swoich rodziców, czy też nie, to przecież wszystko, co mówią, jak odnoszą się do innych, w co i jak się bawią – to tak naprawdę my, dorośli i nasz świat, odbity w zwierciadle dziecięcej duszy.
Czasem dostrzegamy w naszych dzieciach wady. Dodam, że chodzi o prawdziwe wady, a nie o cechy charakteru, które dopiero mogą się nimi stać. Żywotność, upór, ciekawość – to nie są wady. Kiedyś mogą stać się hałaśliwością, zawziętością, wścibstwem, ale równie dobrze mogą stać się chęcią działania, konsekwencją i pragnieniem wiedzy. Co innego, gdy dostrzegamy już spaczone cechy charakteru, jak kłótliwość, niezdrową rywalizację, wygórowane ambicje, pychę, próżność i inne wady. Trzeba jednak pamiętać, że najczęściej źródłem takich cech są błędy rodziców, a najczęstszym z tych błędów (jeżeli nie jedynym) jest negatywny przykład, zresztą najczęściej kompletnie nieświadomy.
Widząc więc w swoim dziecku coś, co ci się nie podoba, zastanów się, czy to przypadkiem nie jest własny twój obraz, ukazany w dziecięcym świetle prostoty i prawdy. Czy w zdaniach i opiniach formułowanych przez twoje dziecko na temat rodziny, sąsiadów, kolegów, nauczycieli nie ma przypadkiem twoich własnych, często niesprawiedliwych, przepełnionych pogardą ocen? Czy w jego zachowaniach, zabawach nie odbijają się czasem sytuacje zaobserwowane w świecie najbliższych dorosłych – twoje kłótnie z rodziną, sąsiadami, nieuprzejmość w stosunku do pani w sklepie, albo inne sprawy?

Lustro. Tak wiele mu zawdzięczamy – nie wychodzimy rano na ulicę nieuczesani, możemy poprawić wady swojego wyglądu i dać się poznać od lepszej strony. Patrząc rankiem w lustro, nie zapomnijmy jednak przez cały dzień spojrzeć choć raz w swoje dziecko i zobaczyć w nim siebie jako rodziców, sąsiadów, przyjaciół czy po prostu ludzi w wielkim tłumie innych ludzi. I tak jak poprawiamy uczesanie czy makijaż, poprawmy też co nieco w naszym postępowaniu, żeby w oczach naszych małych lusterek wypaść nieco korzystniej. 
       
Podróże z wyobraźnią....

Podróże to jedna z najbardziej inspirujących spraw. Nie muszą być wcale dalekie. Ważne jest nie to, dokąd się udajesz, ale co uda ci się po drodze dostrzec. Piękno można spotkać nawet bardzo, bardzo blisko, na codziennym spacerze. 
Jeżeli umiesz patrzeć, wtedy to, co widzisz zapada ci w pamięć. Wraca wtedy, gdy wyobraźnia tego potrzebuje.  Ze zwykłych miejsc powstają wtedy miejsca niezwykłe, niepowtarzalne i tylko nasze.

Gdzieś w Pieninach...

Skarby w Krainie Fantazji

            Któż spośród dorosłych Czytelników nie pamięta ze swojego dzieciństwa baśni? Wszystkie, te najbardziej znane przykłady baśniowej klasyki, jak również te mało znane szerokiej publiczności, kojarzą nam się z magicznym światem dziecięcej wyobraźni. Zazwyczaj jednak fantastyczne przygody w tym świecie kończą się dla przeciętnego obywatela w chwili, w której zamyka on w swoim życiu rozdział dzieciństwa. Wraz z tym rozdziałem zamyka także najczęściej książki z baśniami i nie zabiera ich ze sobą w krainę dorosłości. Otwiera je na nowo dopiero dla własnych dzieci, traktując je jednak z wyższością i dystansem, jak naiwne historyjki i przypowiastki, dobre dla dzieci, ale zupełnie nijak się mające do „dorosłej” rzeczywistości. Są nawet tacy, co z miną wyrażającą doświadczenie życiowe zarzucają baśniom, że kreują zupełnie nieprawdziwy obraz rzeczywistości i świata, który wcale nie jest czarno – biały.
            Jeśli chodzi o to ostatnie twierdzenie, to uważam, że jest akurat odwrotnie – to my kreujemy czasami nieprawdziwy obraz świata, gmatwając go i mącąc do granic możliwości. Dlatego baśnie są wielkim dobrodziejstwem, prostując ten zagmatwany obraz i pomagając doszukać się w tych niejasnościach właściwej ścieżki. Baśnie, ze swoim prostym przekazem, z założeniem, że nie ma winy bez kary, że dobro i sprawiedliwość zawsze zwyciężają, przedstawiają świat takim, jakim być on powinien i do jakiego każdy człowiek gdzieś w najgłębszym zakątku swojej dorosłej duszy tęskni, choć nie chce się czasami do tego przyznać nawet sam przed sobą.
            Język baśni jest językiem uniwersalnym, kodem, za pomocą którego można przekazać o wiele więcej, niż znaczą użyte słowa. Wsłuchując się w ten język, można więc każdą baśń interpretować na różnych poziomach – będzie ona rosła wraz z czytelnikiem, który na każdym etapie własnego rozwoju odnajdzie w niej wskazówkę, którą będzie umiał zrozumieć. Im większa dojrzałość, tym więcej ukrytych znaczeń można „odkodować”, dlatego baśnie nie powinny być zamykane tylko w pokoju dziecinnym.
            O tęsknocie do czarodziejskiego świata wyobraźni świadczy niezbicie rosnąca popularność literatury fantasy, i to właśnie pisanej dla dorosłych. Faktem jest jednak, że nie wszystkie książki tego gatunku zasługują na porównanie z baśnią, są takie, które stanowią wręcz jej karykaturę, przedstawiając w baśniowym kostiumie świat wcale nie lepszy od naszego… Najbardziej bowiem charakterystyczną cechą dobrej baśni jest prostota przedstawionego świata. Świata, w którym dobro nazywane jest dobrem, a zło – złem, w którym sprawiedliwy otrzymuje nagrodę, a zły – karę, świat szlachetnych uczuć, odważnych czynów i prawdziwych ludzi, który nasuwa mi na myśl treść biblijnych Ośmiu Błogosławieństw.
Mimo pozornej odległości czasoprzestrzennej, czyli wszelkich „dawno temu” i „daleko stąd”, baśnie wcale nie dzieją się dawno ani daleko. Każdy z nas bowiem jest głównym bohaterem swojego świata, pisze nieustannie swoją własną baśń i tylko od nas zależy, jak bardzo będzie ona niezwykła. Każdy z nas jest wybrańcem, który ma zadania przeznaczone tylko dla niego i musi stoczyć pojedynki, których nikt za niego nie wygra. Potwory i smoki, które spotykamy na swojej drodze, nie zawsze mają fizyczną postać, ale są równie trudne do pokonana. Mają różne imiona: Strach, Złość, Samotność, Egoizm, i wiele, wiele innych. Walka ta ma wymiar duchowy, ale tym właśnie są baśnie - światem duchowych zmagań, ubranym w realne kształty, nadane przez wyobraźnię.
Więc jeżeli spotkamy kiedyś na bibliotecznej lub księgarskiej półce taką historię, po przeczytaniu której poczujemy wewnętrzny spokój i siłę ducha, a także tęsknotę do świata prostych i niewzruszonych wartości - to znaczy, że właśnie staliśmy się lepsi o jedną wspaniałą książkę. Właśnie znaleźliśmy w Krainie Fantazji najcenniejszy skarb.


piątek, 17 sierpnia 2018

Witam w krainie wyobraźni...

Wyobraźnia nadaje życiu smak. Pozwala widzieć więcej. Jest bogactwem kolorów.
A patrzenie na rzeczywistość przez pryzmat wyobraźni to pierwszy krok do tworzenia własnego świata, którym można podzielić się z innymi.

Czas powrotu

Każdy czas w roku miał niegdyś – dużo bardziej wyraziście niż dzisiaj - charakterystyczne tylko dla siebie zwyczaje, wyróżniające go sp...