środa, 30 stycznia 2019
Podróże z wyobraźnią - inspirująca zima
Zima wcale nie jest ponura. Zima jest piękna i inspirująca.
Zaśnieżone puste pola, drogi i bezdroża bywają fascynujące i tajemnicze, zupełnie jakby chciały opowiedzieć niezwykłą, zimową opowieść. Jaka będzie ta opowieść - zależy od naszej wyobraźni...
piątek, 25 stycznia 2019
O cudach i dziękowaniu za nie
Bez wątpienia przypadło nam w udziale żyć w
czasach nadzwyczajnego rozwoju niemalże wszystkich dziedzin wiedzy, ze
szczególnym wskazaniem na nauki ścisłe, czyli takie, które za pomocą naukowych
metod próbują objaśnić wszystkie zachodzące na świecie zjawiska. Przedmiotem
badań tychże nauk jest dosłownie wszystko, nawet najbardziej ukryte sprawy,
zachodzące w człowieku.
Nawet tak wielką tajemnicę jak
miłość usiłuje się sprowadzić jedynie do sumy procesów chemicznych – to
oczywiście skrajność, ale sam fakt, że taka skrajność zachodzi, jest już
wystarczającym powodem do niepokoju. Jakkolwiek nie jestem przeciwna rozwojowi
nauki, nie sposób jednak nie pomyśleć o skutkach ubocznych. A tych jest wiele,
zajmę się tutaj jednak tylko jednym - utratą wiary w cuda.
Tak,
tak. Nasi przodkowie – zgodzi się z tym zapewne nawet najbardziej zaciekły
futurysta – mieli nad nami przynajmniej pod tym jednym względem ogromną
przewagę – mianowicie, ich życie pełne było cudów.
Jest
historycznym faktem, że najwięcej sanktuariów i łaskami słynących obrazów
odnotowały w Polsce wieki XVI – XVIII. Są tacy, którzy zapewne skomentują
krótko: ciemnota. Niewątpliwie, poziom wiedzy o świecie w ówczesnej Polsce nie
należał do imponujących. Ale może właśnie w tym sęk? Gdyż były to wieki wielkiej gorliwości
religijnej. I moim skromnym zdaniem, problem nie polega na wykształceniu lub
jego braku. Bo wiedza – jakkolwiek sama w sobie dobra – czasem staje się opaską
na oczach. Albo przysłowiowymi klapkami, które pozwalają nam patrzeć tylko w
wyznaczonym kierunku, w żadnym wypadku w bok. A przecież to się jawnie kłóci z
tak zwanymi szerokimi horyzontami! Wynika z tego jasno, że wiedza nie zawsze
poszerza horyzonty – aby być prawdziwie mądrym człowiekiem, trzeba nauczyć się
zdobywać wiedzę, ale tak, aby nie zasłaniała ona horyzontów wiary.
A
dziś? jak powiedziałam, wiedza jest dobrem. I wcale nie kłóci się ona z ową
umiejętnością dostrzegania cudów. Naszym problemem jest tylko to, że –
paradoksalnie – my mądrzy musimy tę umiejętność od nowa nabywać.
Każde
dziecko rodzi się z umiejętnością dziwienia się i dostrzegania cudów. Dopiero w
miarę dorastania świat przekonuje je, że te wszystkie „cuda” to jak
najzwyczajniejsze sprawy, że nie ma się czym emocjonować, itp. A tym bardziej –
nie ma za co dziękować. I tak oto dorasta kolejne pokolenie, na którym nic już
nie robi wrażenia i które uważa, że dostało za mało.
Tymczasem
każdy z nas dostaje tak wiele. Czasami, gdy dopada mnie wyjątkowo głęboka
frustracja i złość na niesprawiedliwy świat, robie sobie w myślach listę
rzeczy, za które powinnam być wdzięczna Panu Bogu. I okazuje się, że ta lista
jest bardzo, bardzo długa… zacznijmy od najprostszych spraw. Żyję – a więc mam
coś do zrobienia. Dalej – chodzę, oddycham, widzę, słyszę, mówię. Powiecie, że
to nic nadzwyczajnego, ale przecież Pan Bóg nie musiał mi tego dać. Przecież są
miliony ludzi, którzy nie poruszają się, nie widzą, nie słyszą. Dlaczego akurat
ja to dostałam? Dał mi ponadto ludzi, których kocham, którzy mnie kochają, od
których się uczę.
Poprzestanę
na tym. Każdy ma własną listę. Ale czy to wszystko nie są cuda? Czyż każde
wyleczenie z choroby, uniknięcie nieszczęścia, wszystko to, co my – ha,
racjonaliści – przywykliśmy nazywać „szczęśliwymi zbiegami okoliczności”, czy
to nie małe, codzienne cuda? Zadziwiające, jak łatwo jest wierzyć w szczęśliwe
zbiegi jakichś tam bezosobowych okoliczności, a jak trudno w działanie
osobowego, kochającego nas Boga.
Podsumowując,
gdyby taki siedemnastowieczny, ciemny człek spadł z wysokiego dachu i wylądował
w stogu siana, zapewne pobiegłby czym prędzej do najbliższego kościoła dać na
Mszę św. dziękczynną, a jeśli byłby zamożny, złożyłby jeszcze w ofierze wotum
za uratowanie życia. My dziś się z tego śmiejemy. My tylko wydalibyśmy w
podobnym przypadku westchnienie ulgi, dziękując swojemu szczęśliwemu losowi, że
„tak się złożyło”. I dalej narzekalibyśmy, że Bóg się jakoś ukrył, że dziś już
nie objawia się ludziom, nie przemawia do nich jak dawniej. A on ciągle
przemawia, ciągle się ukazuje – to tylko nasze „otwarte umysły” są ciągle
zamknięte na cuda.
piątek, 4 stycznia 2019
Na Nowy Rok…
Początek
roku kojarzy nam się z czystą, białą jak padający cicho za oknem śnieg kartą.
Kartą, którą będziemy powoli, niezwykle starannie, niczym zeszyt do kaligrafii,
wypełniać przez najbliższe dwanaście miesięcy. Oczywiście tylko tym, co najlepsze,
w myśl noworocznych postanowień, że teraz wszystko będzie idealnie. Bez żadnych
pomyłek, kleksów, skreśleń…
Niestety, rzeczywistość
nie jest taka sielankowa. Przecież ta nasza nowa karta wcale nie jest taka
zupełnie biała i czysta – żeby tak było, musielibyśmy pozbyć się wszystkich
wspomnień, doświadczeń, wszystkiego, co mamy i co sprawia, że patrzymy na świat
w taki, a nie inny sposób.
To tak jak w powieści,
gdzie nowy rozdział nie jest nowym początkiem, ale kontynuacją tego, co zostało
napisane w poprzednich. Co oczywiście nie zmienia faktu, że mogą nastąpić różne
zwroty akcji.
A noworoczne
postanowienia? Te, z których wielu sobie kpi, że niby rozpływają się razem z
topniejącym śniegiem, albo nawet jeszcze wcześniej? Może i jest w tym trochę racji…
No dobrze, może nawet sporo racji… Ale i tak potrzebujemy tych postanowień. Bo
nasze marzenie o tym, żeby było lepiej pokazuje nam to, co jest w naszym życiu
słabe i wymaga poprawki. Nawet jeśli ta poprawka nie zawsze wychodzi, to już
samo dostrzeżenie problemu jest, jakby nie patrzeć, pewnym krokiem naprzód.
Jeśli uda się zrobić cokolwiek w kierunku zmiany – tym lepiej.
Noworoczne
postanowienia są takim niezbędnym podsumowaniem, czymś w rodzaju rachunku
sumienia – co jest źle, co nie wyszło, co można by poprawić, by zbliżyć się do
ideału. I choć sam ideał zapewne na wieki pozostanie w sferze marzeń, to jednak
zbliżanie się do niego sprawia, że przez samo to stajemy się lepsi.
Czego wszystkim (i
sobie) z całego serca życzę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Czas powrotu
Każdy czas w roku miał niegdyś – dużo bardziej wyraziście niż dzisiaj - charakterystyczne tylko dla siebie zwyczaje, wyróżniające go sp...
-
Podróże z wyobraźnią.... Podróże to jedna z najbardziej inspirujących spraw. Nie muszą być wcale dalekie. Ważne jest nie to, dokąd się ud...
-
Zima wcale nie jest ponura. Zima jest piękna i inspirująca. Zaśnieżone puste pola, drogi i bezdroża bywają fascynujące i taj...