piątek, 4 stycznia 2019



Na Nowy Rok…

            Początek roku kojarzy nam się z czystą, białą jak padający cicho za oknem śnieg kartą. Kartą, którą będziemy powoli, niezwykle starannie, niczym zeszyt do kaligrafii, wypełniać przez najbliższe dwanaście miesięcy. Oczywiście tylko tym, co najlepsze, w myśl noworocznych postanowień, że teraz wszystko będzie idealnie. Bez żadnych pomyłek, kleksów, skreśleń…
Niestety, rzeczywistość nie jest taka sielankowa. Przecież ta nasza nowa karta wcale nie jest taka zupełnie biała i czysta – żeby tak było, musielibyśmy pozbyć się wszystkich wspomnień, doświadczeń, wszystkiego, co mamy i co sprawia, że patrzymy na świat w taki, a nie inny sposób.
To tak jak w powieści, gdzie nowy rozdział nie jest nowym początkiem, ale kontynuacją tego, co zostało napisane w poprzednich. Co oczywiście nie zmienia faktu, że mogą nastąpić różne zwroty akcji.
A noworoczne postanowienia? Te, z których wielu sobie kpi, że niby rozpływają się razem z topniejącym śniegiem, albo nawet jeszcze wcześniej? Może i jest w tym trochę racji… No dobrze, może nawet sporo racji… Ale i tak potrzebujemy tych postanowień. Bo nasze marzenie o tym, żeby było lepiej pokazuje nam to, co jest w naszym życiu słabe i wymaga poprawki. Nawet jeśli ta poprawka nie zawsze wychodzi, to już samo dostrzeżenie problemu jest, jakby nie patrzeć, pewnym krokiem naprzód. Jeśli uda się zrobić cokolwiek w kierunku zmiany – tym lepiej.
Noworoczne postanowienia są takim niezbędnym podsumowaniem, czymś w rodzaju rachunku sumienia – co jest źle, co nie wyszło, co można by poprawić, by zbliżyć się do ideału. I choć sam ideał zapewne na wieki pozostanie w sferze marzeń, to jednak zbliżanie się do niego sprawia, że przez samo to stajemy się lepsi.

Czego wszystkim (i sobie) z całego serca życzę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czas powrotu

Każdy czas w roku miał niegdyś – dużo bardziej wyraziście niż dzisiaj - charakterystyczne tylko dla siebie zwyczaje, wyróżniające go sp...