piątek, 25 stycznia 2019

O cudach i dziękowaniu za nie




Bez wątpienia przypadło nam w udziale żyć w czasach nadzwyczajnego rozwoju niemalże wszystkich dziedzin wiedzy, ze szczególnym wskazaniem na nauki ścisłe, czyli takie, które za pomocą naukowych metod próbują objaśnić wszystkie zachodzące na świecie zjawiska. Przedmiotem badań tychże nauk jest dosłownie wszystko, nawet najbardziej ukryte sprawy, zachodzące w człowieku.
Nawet tak wielką tajemnicę jak miłość usiłuje się sprowadzić jedynie do sumy procesów chemicznych – to oczywiście skrajność, ale sam fakt, że taka skrajność zachodzi, jest już wystarczającym powodem do niepokoju. Jakkolwiek nie jestem przeciwna rozwojowi nauki, nie sposób jednak nie pomyśleć o skutkach ubocznych. A tych jest wiele, zajmę się tutaj jednak tylko jednym - utratą wiary w cuda.
     Tak, tak. Nasi przodkowie – zgodzi się z tym zapewne nawet najbardziej zaciekły futurysta – mieli nad nami przynajmniej pod tym jednym względem ogromną przewagę – mianowicie, ich życie pełne było cudów.
     Jest historycznym faktem, że najwięcej sanktuariów i łaskami słynących obrazów odnotowały w Polsce wieki XVI – XVIII. Są tacy, którzy zapewne skomentują krótko: ciemnota. Niewątpliwie, poziom wiedzy o świecie w ówczesnej Polsce nie należał do imponujących. Ale może właśnie w tym sęk?  Gdyż były to wieki wielkiej gorliwości religijnej. I moim skromnym zdaniem, problem nie polega na wykształceniu lub jego braku. Bo wiedza – jakkolwiek sama w sobie dobra – czasem staje się opaską na oczach. Albo przysłowiowymi klapkami, które pozwalają nam patrzeć tylko w wyznaczonym kierunku, w żadnym wypadku w bok. A przecież to się jawnie kłóci z tak zwanymi szerokimi horyzontami! Wynika z tego jasno, że wiedza nie zawsze poszerza horyzonty – aby być prawdziwie mądrym człowiekiem, trzeba nauczyć się zdobywać wiedzę, ale tak, aby nie zasłaniała ona horyzontów wiary.
     A dziś? jak powiedziałam, wiedza jest dobrem. I wcale nie kłóci się ona z ową umiejętnością dostrzegania cudów. Naszym problemem jest tylko to, że – paradoksalnie – my mądrzy musimy tę umiejętność od nowa nabywać.
     Każde dziecko rodzi się z umiejętnością dziwienia się i dostrzegania cudów. Dopiero w miarę dorastania świat przekonuje je, że te wszystkie „cuda” to jak najzwyczajniejsze sprawy, że nie ma się czym emocjonować, itp. A tym bardziej – nie ma za co dziękować. I tak oto dorasta kolejne pokolenie, na którym nic już nie robi wrażenia i które uważa, że dostało za mało.
     Tymczasem każdy z nas dostaje tak wiele. Czasami, gdy dopada mnie wyjątkowo głęboka frustracja i złość na niesprawiedliwy świat, robie sobie w myślach listę rzeczy, za które powinnam być wdzięczna Panu Bogu. I okazuje się, że ta lista jest bardzo, bardzo długa… zacznijmy od najprostszych spraw. Żyję – a więc mam coś do zrobienia. Dalej – chodzę, oddycham, widzę, słyszę, mówię. Powiecie, że to nic nadzwyczajnego, ale przecież Pan Bóg nie musiał mi tego dać. Przecież są miliony ludzi, którzy nie poruszają się, nie widzą, nie słyszą. Dlaczego akurat ja to dostałam? Dał mi ponadto ludzi, których kocham, którzy mnie kochają, od których się uczę.
     Poprzestanę na tym. Każdy ma własną listę. Ale czy to wszystko nie są cuda? Czyż każde wyleczenie z choroby, uniknięcie nieszczęścia, wszystko to, co my – ha, racjonaliści – przywykliśmy nazywać „szczęśliwymi zbiegami okoliczności”, czy to nie małe, codzienne cuda? Zadziwiające, jak łatwo jest wierzyć w szczęśliwe zbiegi jakichś tam bezosobowych okoliczności, a jak trudno w działanie osobowego, kochającego nas Boga.
     Podsumowując, gdyby taki siedemnastowieczny, ciemny człek spadł z wysokiego dachu i wylądował w stogu siana, zapewne pobiegłby czym prędzej do najbliższego kościoła dać na Mszę św. dziękczynną, a jeśli byłby zamożny, złożyłby jeszcze w ofierze wotum za uratowanie życia. My dziś się z tego śmiejemy. My tylko wydalibyśmy w podobnym przypadku westchnienie ulgi, dziękując swojemu szczęśliwemu losowi, że „tak się złożyło”. I dalej narzekalibyśmy, że Bóg się jakoś ukrył, że dziś już nie objawia się ludziom, nie przemawia do nich jak dawniej. A on ciągle przemawia, ciągle się ukazuje – to tylko nasze „otwarte umysły” są ciągle zamknięte na cuda.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czas powrotu

Każdy czas w roku miał niegdyś – dużo bardziej wyraziście niż dzisiaj - charakterystyczne tylko dla siebie zwyczaje, wyróżniające go sp...